Bogaty albo biedny czyli bogactwo w zasięgu ręki
19 maja 2011Blisko rok temu wpadła mi w ręce wyśmienita książka T. Harv Eker’a pt.: „Bogaty albo biedny, po prostu różni mentalnie”. Książka dotyczy różnic mentalnych czyli zaprogramowania naszego umysłu przez różnych ludzi w ciągu naszego życia (m.in. wpływ ma tutaj szkoła, rodzina, środowisko) , które to „programy” później kierują ludzkim postępowaniem tak odmiennym dla ludzi bogatych i biednych. Różnice te polegają na sposobie myślenia i interpretowania wielu spraw – jedni mają odwagę i podejmują ryzyko, a inni boją się działać a pewne oczywiste sprawy jak np. zarabianie większych pieniędzy – kojarzą im się ze złem a nawet grzechem. Dlaczego tak jest? Kto nas tak zaprogramował – zablokował i dlaczego?
Jedni dostając tę samą szansę od losu szukają sposobu, a inni szukają wymówek. Przykładowo jeden człowiek będzie narzekał i marudził, że szklanka do połowy jest już pusta, a inny będzie zadowolony z tego, że przecież w szklance jest jeszcze aż połowa wody!
Jeden ponosząc porażki będzie szukał bodźca do nauki na błędach oraz do rozwiązań swych problemów. Drugi będzie szukał wymówek i usprawiedliwienia swoich porażek – najczęściej zrzucając winę na innych, na cały świat itp., tylko nie na siebie. A przecież każdy z nas jest „kowalem swego losu” i każdy z nas jest najbardziej odpowiedzialny za swoje decyzje, a później ponosi ich konsekwencje np. biedę i nieciekawe życie lub jest zadowolony z tego co ma i szczęśliwy bo spełniają się jego marzenia.
Oto artykuł pt. „Bogactwo w zasięgu ręki”, który w dniu dzisiejszym znalazłam na necie – poniżej rozmowa dziennikarza Lluís Amiguet z T. Harv Eker’em:
„Każdy może zostać milionerem, jeśli odważy się tego chcieć. Jest kilka warunków koniecznych, które trzeba spełnić. Między innymi powinniście otwarcie przyznać się do marzenia o bogactwie. Bez zażenowania i wstydu. A wtedy pieniądze same zaczną wskakiwać wam do portfeli”.
T. Harv Eker imponuje kalifornijską opalenizną i olśniewającym uzębieniem; na szyi nosi łańcuszek w wątpliwym guście. Na jego widok dochodzę do wniosku, że będzie poruszał w rozmowie wszystkie te tematy, które zwykle pojawiają się w prelekcjach rozmaitych domorosłych guru. Odkrywam w nim jednak sporą dozę zdrowego rozsądku. (…)
Wierzę mu, kiedy mówi, że jeździ z wykładami od jednego miasta do drugiego nie tylko dla pieniędzy, lecz także dlatego, że występując przed publicznością czuje się potrzebny. I ma zupełną rację twierdząc, że tu, w Hiszpanii, jesteśmy bardziej skłonni wybaczyć bogactwo piłkarzowi niż biznesmenowi. Trudno się dziwić, że mamy takie bezrobocie.
La Vanguardia: Gdyby był pan skuteczny w nauczaniu, jak zostać milionerem, już dawno sam by pan nim został i nie musiał uczyć innych.
T. Harv Eker: A skąd pan wie, że nie jestem strasznie bogaty?
A jest pan?
Jestem, ale nadal uczę i to nie dla pieniędzy. Czy pan jest tutaj i przeprowadza ze mną wywiad o jedenastej wieczorem tylko dlatego, że panu za to płacą?
…
To wielka tajemnica bycia milionerem: zamiast dążyć do pieniędzy, należy realizować swoje pasje. Pieniądze przyjdą, kiedy człowiek będzie najlepszy w tym, co robi.
Proszę podać jakiś przykład.
Lionel Messi. On nie gra w piłkę dla pieniędzy, ale jest najlepszym piłkarzem i zarabia krocie. Nawiasem mówiąc, tutaj uważa się, że tylko piłkarze mogą uczciwie dorobić się majątku. Zawsze, kiedy przyjeżdżam do Hiszpanii, zastanawiam się, dlaczego tak bardzo boicie się wzbogacić.
Boimy się?
Tak, boicie się. Zaszczepiono wam strach przed bogactwem. Proszę mi powiedzieć, ile pan zarabia?
Stawia mnie pan w kłopotliwej sytuacji.
Widzi pan? W Ameryce jest to temat codziennej konwersacji, tak jak tutaj piłka nożna. Tam mógłby pan każdemu swobodnie opowiedzieć o swoich zarobkach.
Tutaj ludzie zzielenieliby z zazdrości lub, co gorsza, pokładaliby się ze śmiechu.
Wy, Hiszpanie, nie rozmawiacie o pieniądzach, jakie zarabiacie, podczas gdy taka rozmowa powinna być czymś naturalnym, pozbawionym kompleksów.
To dlatego, że jest wśród nas wielu skąpców.
Człowiek nie bogaci się oszczędzając, ale inwestując, ryzykując, dając coś od siebie. Ponadto ten, kto jest oszczędny w kwestii pieniędzy, jest też oszczędny we wszystkich innych dziedzinach: w przyjaźni, w miłości… Niech się pan wystrzega ludzi skąpych.
Źródłem wszelkiego majątku jest przestępstwo.
To nieprawda: żadnego majątku nie da się utrzymać na dłuższą metę wyłącznie przy użyciu nielegalnych środków.
Jeśli pan chce, mogę panu przytoczyć całą listę takich przypadków…
Być może są ludzie skorumpowani, ale ja dla takich nie pracuję. Ogromna większość milionerów, których znam, to osoby, które ciężko pracowały na swój majątek. A wie pan dlaczego tu w Hiszpanii wpojono wam strach przed byciem milionerem?
Kościół uczynił z biedy ideał…
Powiem panu, dlaczego: bo to najlepszy sposób, by podporządkować sobie ludzi.
… nieosiągalny dla jego hierarchów.
Tutaj milionerami mogli być tylko przedstawiciele bogatych rodów, arystokracji i Kościoła. Ta bariera przetrwała po dziś dzień w waszej mentalności. Jeśli odziedziczy pan majątek, to wszyscy zaakceptują fakt, że jest pan bogaty, ale jeśli sam pan do czegoś dojdzie dzięki swym zdolnościom i ciężkiej pracy, wtedy od razu przypną panu etykietkę dorobkiewicza.
A w Ameryce tak nie jest?
Tam widać wyraźnie, że jesteśmy młodym narodem i że uciekliśmy z Europy właśnie po to, aby uwolnić się od szlachty, od Kościoła i od tych, którzy rządzili i nakładali kary na ludzi próbujących im dorównać. Tutaj wciąż widać ślady poddaństwa i strachu przed tymi, którzy mają więcej. Wciąż macie w sobie ten feudalny upór, by ich nie prześcignąć.
Nie cała Europa jest taka.
To prawda: w Holandii ten strach jest znacznie słabszy.
Holendrzy zawdzięczają to duchowi protestantyzmu.
Najważniejsze jest jednak to, że aby zostać milionerem, aby w ogóle zacząć działać w tym kierunku, trzeba zrzucić z siebie ten historyczny ciężar.
Tutaj chęć bycia milionerem – między nami mówiąc – jest postrzegana jako coś nagannego.
Europejscy intelektualiści krzywym okiem patrzą na ludzi przedsiębiorczych, ale w rzeczywistości dzieje się tak dlatego, że oni sami są najbardziej służalczy wobec władzy i zazdroszczą tym, którzy się jej nie poddają. Największym aktem indywidualnego wyzwolenia jest właśnie chęć bycia milionerem. I oznajmienie tego całemu światu.
Pojęcie wartości dodanej stanowi jądro doktryny marksistowskiej…
Wartość dodana to różnica między wartością, jaką wytwarza pracownik, wykonując swoją pracę, a jego wynagrodzeniem. Jeśli wygenerowana przez niego wartość wynosi 100, a jego płaca 20, to znaczy, że pracodawca zatrzymuje dla siebie wartość dodaną w wysokości 80.
Sprytny ten pracodawca.
A państwo? Czy nie postępuje tak samo? Zabiera mi podatek od wartości mojej pracy – powiedzmy 100 – i zwraca mi go w postaci świadczeń socjalnych o znacznie mniejszej wartości, powiedzmy 20.
Ale rozdziela je między wszystkich.
Nie ma czego rozdzielać, jeśli wcześniej nie wygeneruje się bogactwa, a żeby je wygenerować, potrzebujecie wielu pozbawionych kompleksów Hiszpanów, którzy zechcą być milionerami.
Wystarczy, jeśli wszyscy będą mieli pracę.
Wiem, że macie w Hiszpanii 20-procentowe bezrobocie, ale tak się dzieje po części dlatego, że zbyt wielu obywateli boi się zostać milionerami. Musicie się przeprogramować. Za co panu płacą?
Słucham?
Za wykonanie zadania, w tym przypadku za przeprowadzenie wywiadu. W biznesie milionerem zostaje ten, komu udaje się rozwiązać problemy wielu ludzi i czerpie z tego zyski. Ponadto ten przedsiębiorca, puszczając pieniądze w obieg, generuje więcej bogactwa niż państwo za pomocą podatków.
Gdyby to było takie proste.
Ależ to jest proste. Chodzi o to, że aby zostać milionerem, musi pan postanowić, że pan nim zostanie, dobrowolnie, z dumą, tak samo jak dziecko postanawia, że zostanie pianistą. Jeśli nie będzie to pańska decyzja, nie będzie pan w stanie zapłacić wysokiej ceny, jaką jest wysiłek i poświęcenie konieczne do osiągnięcia tego celu.
Lepiej zadowolić się tym, co mamy, niż się wysilać i zarabiać duże pieniądze.
Ten, kto przez całe życie jedynie zadowala się tym, co ma i nigdy nie robi niczego ponad to, co niezbędne, również płaci pewną cenę: jest nią przeciętność i brak szacunku dla samego siebie. I jest to cena znacznie wyższa niż ta, którą płaci człowiek przedsiębiorczy.
A czy nie należy się obawiać, że majątek oddzieli nas od przyjaciół i od naszych korzeni?
Nie ma nic bardziej żałosnego niż żyć nieustannie zabiegając o akceptację innych ludzi. Im bardziej się o nią staramy, tym mniejsze mamy szanse ją uzyskać, toteż należy przede wszystkim dążyć do tego, byśmy sami dla siebie mieli szacunek, a wtedy i cudzego nam nie zabraknie.”
Źródło: La Vanguardia
We wrześniu 2010 razem z synem Adamem Zarzyckim na Seminarium biznesowym odbywającym się w Korytnicy nad Zalewem Chańcza, mieliśmy swoje wykłady na temat książki, cachingu i nie tylko.
A Ty jak myślisz? Czy to wszystko możliwe? A może to jest zbyt piękne aby było prawdziwe?
Pozdrawiam 😉
P.S. Jakie są Twoje przemyślenia? Jeśli należysz do ludzi odważnych, dodaj śmiało komentarz i dołącz do dyskusji, dziękuje